Home
Błąd
  • Kunena Błąd wewnętrzny: Proszę o kontakt z administratorem serwisu aby rozwiązać ten problem!
  • Kunena Błąd wewnętrzny: Proszę o kontakt z administratorem serwisu aby rozwiązać ten problem!
  • Kunena Błąd wewnętrzny: Proszę o kontakt z administratorem serwisu aby rozwiązać ten problem!
  • Kunena Błąd wewnętrzny: Proszę o kontakt z administratorem serwisu aby rozwiązać ten problem!
  • Kunena Błąd wewnętrzny: Proszę o kontakt z administratorem serwisu aby rozwiązać ten problem!
Witamy, Gościu
Nazwa użytkownika Hasło: Zapamiętaj mnie
  • Strona:
  • 1

TEMAT: Św.o. Pio

Św.o. Pio 13 lata, 4 mies. temu #462

  • fratris
  • ( Moderator )
  • Offline
  • Administrator
  • Posty: 1041
  • Oklaski: 22
PEŁNIEJSZY ŻYCIORYS OJCA PIO
Najogólniejsze, ale wystarczające i pełne informacje o Ojcu Pio
Etapy życia

Ojciec Pio żył w latach 1887-1968. Był kapłanem Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów.

Urodził się 25 maja 1887 roku w Pietrelcinie, w prowincji Benevento, w regionie Campania, w południowych Włoszech. Na chrzcie św. nadano mu imię Franciszek. Rodzice, Grazio Forgione i Maria Giuseppa De Nunzio, posiadali mały skrawek ziemi.

W rodzinie i w miejscowej parafii Franciszek otrzymał wychowanie nadzwyczaj religijne. Mając dziesięć lat, wyraził życzenie wstąpienia do zakonu. Aby umożliwić mu realizację jego powołania i prywatne studia, ojciec wyjechał na zarobek do Ameryki.

Ojca Pio 6 stycznia 1903 roku Franciszek rozpoczął nowicjat u Kapucynów w Morcone. Przybrał wtedy imię brata Pio.

Sześcioletnie studia odbył w różnych klasztorach. W tym czasie wielokrotnie powracał do domu rodzinnego ze względu na zły stan zdrowia. W końcu, 10 sierpnia 1910 roku otrzymał święcenia kapłańskie w katedrze w Benevento.

Po wielu różnych przeżyciach, które głównie wiązały się z jego słabym zdrowiem, w roku 1916 został wysłany do San Giovanni Rotondo, miejscowości w prowincji Foggia, na przylądku Gargano, w regionie Puglia.

20 września 1918 roku otrzymał łaskę stygmatów, które ukazały się na dłoniach, na stopach i w boku. To niezwykle wydarzenie zaczęło przyciągać tłumy ludzi ze wszystkich zakątków Włoch i z zagranicy.

Stolica Apostolska przeprowadziła wiele przesłuchań, aby sprawdzić autentyczność fenomenu i wiarygodność jego osoby, zarządzając także w pewnych okresach ograniczenia w pełnieniu posługi kapłańskiej.

Niezwykły spowiednik i wychowawca dusz modlił się wiele i zachęcał do modlitwy. Dzięki jego kierownictwu duchowemu powstały Grupy Modlitewne, które rozpowszechniły się we Włoszech i w innych krajach.

W tym samym czasie urzeczywistnił swoje odwieczne pragnienie niesienia pomocy cierpiącym, budując z pomocą wiernych szpital, który nazwał Domem Ulgi w Cierpieniu (Casa Sollievo della Sofferenza). Z czasem stał się on prawdziwie "szpitalem-miastem", mającym decydujący wpływ na rozwój całej okolicy, niegdyś opustoszałej.

Spotkania z Ojcem Pio były dla ludzi wielkim przeżyciem. Wiele osób niewierzących i prowadzących życie niemoralne nawróciło się.

Przez jego wstawiennictwo wiele osób otrzymało nadzwyczajne łaski.

Zmarł w opinii świętości 23 września 1968 roku. Po przeprowadzeniu procesu kanonicznego zgodnie z przepisami, 18 grudnia 1997 roku, papież Jan Paweł II ogłosił go Czcigodnym.

Jego grób i miejsca związane z jego życiem odwiedzali liczni wierni. W krypcie kościoła, gdzie spoczywa ciało Ojca Pio, modliło się wiele osób - wybitne osobistości kościelne i państwowe oraz ludzie różnych zawodów.

Również papież Jan Paweł II przybył z wizytą w 1987 roku, z okazji setnej rocznicy urodzin Ojca Pio.

21 grudnia 1998 roku kardynałowie zgromadzeni z Ojcem Świętym na konsystorzu ogłosili dekret uznający cud dokonany za wstawiennictwem Ojca Pio. W ten sposób została otwarta droga do beatyfikacji, która miała miejsce 2 maja 1999 roku.



Rodzina

Rodzice Ojca Pio, Grazio Forgione i Giuseppina De Nunzio, należeli do drobnych właścicieli ziemskich. W odległości dwóch kilometrów od miasteczka, w miejscu zwanym Piana Romana, posiadali gospodarstwo i ziemię, która była źródłem ich utrzymania.

W okresie zbiorów mogli sobie nawet pozwolić na zatrudnienie kilku pomocników. Po zakończeniu zbiorów gospodarstwem zajmował się tylko Grazio, popularnie zwany Zi'Razio, który każdego ranka o świcie siodłał osła i szedł w pole.

Nieco później dołączała do niego żona, Zi' Giuseppa, która krzątała się po gospodarstwie, przygotowując także jedzenie. Późnym popołudniem wracali oboje do miasteczka, do swojego skromnego, ale pełnego ciepła i miłości domu.

Tak toczyło się ich normalne życie z dziećmi, które się kolejno rodziły: pierwszy syn Michał, który, jak tylko podrósł, stał się wielką pomocą dla rodziców w ich pracy na polu; Franciszek, także on pomagał, prowadząc na pastwisko trzy albo cztery owieczki; a następnie - Grazia i Pellegrina.


Wychowanie religijne

Rodzina Forgione była głęboko religijna, jak zresztą prawie wszyscy mieszkańcy tego miasteczka. Pielęgnowano z wielką starannością obchody świąt liturgicznych, a szczególnie uroczystość Bożego Narodzenia, które przeżywano zgodnie z miejscowymi tradycjami i miłymi zwyczajami. Czczono także świętych, na których cześć organizowano uroczystości ludowe. W pierwszą niedzielę sierpnia obchodzono święto maryjne "Madonna della Libera", patronki Pietrelciny.

Mały Franciszek wzrastał więc włączony z całą naturalnością w środowisko prawdziwie religijne. Sąsiedzi wspominają, że jako mały chłopiec - kiedy usłyszał dźwięk dzwonów zapraszających na nabożeństwo - z naleganiem prosił swoją babkę, aby prowadziła go do kościoła.

Regularnie chodził do kościoła na naukę katechizmu, aby dobrze przygotować się do przyjęcia pierwszej Komunii i bierzmowania. Był również ministrantem. Wyróżniał się pośród innych dzieci swoim entuzjazmem dla spraw religijnych.

Kiedy słyszał, że ktoś bluźni albo przeklina, w sposób widoczny cierpiał z tego powodu i wydawał się być przerażonym. A na polu, kiedy bawił się ze swoimi rówieśnikami, między innymi ze swoim kuzynem i sąsiadem Mercurio Scocca, "zawsze chciał organizować procesje", używając figurek, które sami robili.



Powołanie

Franciszek miał zapewne około dziesięciu lat, kiedy to pewnego dnia latem, w czasie młócenia zboża na klepisku, zjawił się zakonnik kapucyn chodzący po kweście. Dla małego Franciszka było to jakby objawienie.

Po otrzymaniu ofiary zakonnik odszedł, a Franciszek nieoczekiwanie powiedział do ojca: "Chcę zostać zakonnikiem".

Ojciec nie zastanawiając się długo, odpowiedział: "Jeśli ci się uda", tzn. Jeśli będziesz się w stanie wyuczyć.

Następnie ojciec dodał: "Możesz zostać zakonnikiem w Paduli", tzn. wstąpić do klasztoru franciszkanów, który znajdował się w pobliskim miasteczku zwanym Paduli.

"Nie" - odparł Franciszek. - "Chcę zostać zakonnikiem z brodą".

Widząc zdecydowaną wolę syna Zi' Grazio udał się do klasztoru kapucynów w Morcone, z którego przybył po kweście ów zakonnik. Klasztor w Morcone był też domem nowicjatu.

Aby wstąpić do nowicjatu, kandydat musiał mieć ukończone piętnaście lat, a następnie odbyć studia, aby móc przyjąć święcenia kapłańskie. Franciszek miał tylko wykształcenie podstawowe.

Zdobył je dzięki naukom u miejscowego nauczyciela, który uczył czytać i pisać w sposób nadzwyczaj prosty.

Trzeba było zatem szukać prawdziwego i właściwego nauczyciela.


W prywatnej szkole

I znaleziono odpowiedniego nauczyciela. Był nim Domenico Tizzano, który w Pietrelcinie prowadził prywatną szkółkę, jak to w owych czasach było zwyczajem w małych miasteczkach, gdzie nie istniały szkoły publiczne. Franciszek zaczął uczyć się łaciny i innych podstawowych przedmiotów. Wydawało się jednak, że nauka nie idzie mu zbyt dobrze. Nauczyciel z zatroskaniem mówił o tym matce.

W tym czasie ojciec postanowił wyjechać na zarobek do Ameryki, gdyż nauka syna była kosztowna. I choć nie były to wielkie wydatki, to jednak dla rolnika z małym gospodarstwem, żyjącego z produktów ziemi i dysponującego niewielką sumą pieniędzy, miesięczne opłaty szkoły wraz wydatkami na wszystko, co było potrzebne do nauki, stanowiły dosyć znaczne przedsięwzięcie.

Początkowo nauka szła źle, przynajmniej tak uważano. Co więcej, nauczyciel Tizzano mówił, że Franciszek jest po prostu osłem.

Ale matka w to nie wierzyła. Postanowiła zatem zwrócić się do innego prywatnego nauczyciela, Angelo Caccavo. Ten, przed przyjęciem Franciszka na naukę, przeegzaminował go. Widząc jego dobrą wolę i zdolności, przyjął go do swojej szkoły. Wydaje się, że Franciszek czuł się źle u poprzedniego nauczyciela, gdyż nie zgadzał się z jego postawą moralną.



Nauka i rozrywka

Z nowego nauczyciela Franciszek był bardzo zadowolony. Tym razem nie mówiono nic złego o jego nauce ani o nim jako uczniu.

Franciszek był chłopcem poważnym. Pewnego razu posądzono go o napisanie miłosnego listu do jednej z koleżanek, za co nauczyciel skarcił go srogo. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że Franciszek stał się ofiarą oszczerstwa ze względu na sympatię, jaką wzbudzał u dziewcząt, a także ze względu na pilność w nauce.

Na naukę poświęcał wiele czasu. Zrobił sobie pewnego rodzaju studium w domu rodzinnym, w pomieszczeniu, które nazywano "wieżyczką".

Studiował z wielkim poświęceniem i pisał listy w imieniu rodziny, informując ojca przebywającego w Ameryce o przebiegu swoich studiów i o wszystkich wydarzeniach w domu.

Pisał także o wycieczce do Pompei, którą odbył wraz z nauczycielem i kolegami. Podkreślił przy tym, że wydał na niej tylko kilka lirów.

Informacja o tym rozśmieszyła ojca. Franciszek przyznał rację, że to trochę śmieszne i jednocześnie dodał: "...musisz jednak wiedzieć, ojcze, że w przyszłym roku, jeśli Bóg pozwoli, skończą się dla mnie wszystkie święta i zabawy, gdyż pożegnam to życie, aby rozpocząć inne, lepsze życie".


Walka wewnętrzna

Wyrzeczenie się uroków tego świata, do czego Franciszek przygotowywał się od dzieciństwa, nie wydawało mu się sprawą łatwą, w miarę jak przybliżał się decydujący moment w jego życiu.

Była to straszna walka, która go ogromnie dręczyła.

Dopiero wizja, której doświadczył, sprawiła, że dostrzegł z całą jasnością swoją przyszłość: walkę na śmierć i życie ze strasznym wrogiem, który kilka razy powracał z nową mocą. Jednak dzięki przepięknej i tajemniczej postaci, która go zachęcała do walki i prowadziła, udało się zawsze zwyciężyć. Po tym przeżyciu nie miał już żadnych wątpliwości, co wybrać.

Wizja ta powtórzyła się w dniu wyjazdu z Pietrelciny.



Nowicjat

Było to 6 stycznia 1903 roku. Franciszek miał wtedy prawie szesnaście lat. Piętnaście lat, wymagane przy przyjęciu do nowicjatu - według reguły kapucynów - ukończył w maju poprzedniego roku. Wyruszył pociągiem wraz z dwoma kolegami i ich nauczycielem do Morcone, do miejscowości, w której był nowicjat kapucynów.

Pożegnanie z matką na stacji kolejowej było dla niego strasznym przeżyciem.

Zi' Giuseppa żegnała swego syna ze łzami w oczach, choć - z drugiej strony - z całego serca ofiarowała go św. Franciszkowi. Także dla syna to opuszczenie matki było wielkim bólem.

Podróż z Pietrelciny do Morcone trwała tylko godzinę.

Kiedy przybyli do klasztoru, przełożeni, którzy ich przyjmowali, natychmiast przystąpili do indywidualnego egzaminu z przedmiotów przerabianych w szkole. Cała trójka pozytywnie zdała egzamin.

Jeden z kolegów nie miał jednak wymaganego wieku i dlatego wraz nauczycielem musiał powrócić do domu.

Drugi kolega Franciszka został przyjęty, ale po kilku dniach pobytu w nowicjacie zrozumiał, że nie jest to życie dla niego i dlatego też powrócił do domu.

Z całej trójki pozostał tylko Franciszek.

Po piętnastu dniach odbyły się obłóczyny. Franciszek otrzymał habit franciszkański i dla wszystkich stał się bratem Pio.


Ciężkie życie nowicjuszy

W rzeczywistości, życie w nowicjacie było bardziej rygorystyczne niż można było sobie to wyobrazić. Wczesne wstawanie, czasami w środku nocy, wiele godzin poświęcanych na modlitwę i na naukę, medytacja, ścisłe przestrzeganie ciszy, zwłaszcza wtedy, gdy w klasztorze znajdowały się obce osoby.

Nowicjusze chodzili z pochyloną głową, aby zachować wewnętrzne skupienie i panowanie nad uczuciami; zauważyła to także pewnego razu matka Franciszka, która przyjechała w odwiedziny do syna i zastała go jakby obojętnym i nieczułym. Pomyślała nawet, że oddalił się od niej albo zachorował. A ojciec, kiedy dowiedział się o tym, chciał zabrać syna z Morcone.

Ponadto, "dyscyplina" w formie noszenia żelaznego pasa, skrupulatne spowiedzi, skąpe posiłki i przejmujące zimno - wszystko to składało się na życie wprost niemożliwe do zniesienia, ale za to mające służyć hartowaniu ducha nowicjusza i kształtowaniu jego charakteru.

A brat Pio przestrzegał wszystkich tych wskazań w szczegółach, a nawet z przesadą, co towarzyszyło mu przez całe życie.

Po roku, przed opuszczeniem Morcone, złożył śluby, był już w pełni tego słowa znaczeniu bratem zakonnym.

Rozpoczynał studia, które miały go przygotować do przyjęcia święceń kapłańskich.



Sześć lat studiów

Po zakończeniu nowicjatu rozpoczął się okres ciągłych wędrówek z jednego klasztoru do drugiego w celu zaliczania różnych przedmiotów. Wykłady bowiem odbywały się tam, gdzie byli profesorowie, a oni z roku na rok zmieniali miejsce swego pobytu.

W niektórych przypadkach brat Pio musiał zmienić miejscu pobytu ze względu na stan swojego zdrowia. Dzięki tym wędrówkom z klasztoru do klasztoru miał on możliwość poznania prawie wszystkich klasztorów Prowincji Kapucyńskiej Sant'Angelo, która miała swoje klasztory rozsiane po regionach Puglia, Campania i Molise.

Czas pobytu brata Pio w poszczególnych klasztorach nie był jednak długi, gdyż wciąż miał problemy ze zdrowiem, których objawem było złe samopoczucie, gorączka, niestrawność żołądka. Czyżby były to skutki przesadnego umartwienia, które narzucił sobie w czasie nowicjatu?

Przyszedł czas, gdy konieczne okazały się częste powroty do domu rodzinnego, gdzie brat Pio mógł odpocząć i podreperować zdrowie.

W konsekwencji, w tym okresie częściej bywał w Pietrelcinie niż w klasztorach. W domu rodzinnym jednak, w miarę możliwości, kontynuował naukę, utrzymywał stały kontakt z przełożonymi, zwłaszcza z ojcem Benedetto i ojcem Agostino z klasztoru San Marco in Lamis. Obaj, a szczególnie ojciec Agostino, dobrze zrozumieli, że wszystko to, co działo z tym chorowitym bratem, nie było rzeczą normalną. Jako jego spowiednicy i kierownicy duchowi, musieli zachować tajemnicę, ale wiedzieli bardzo dobrze, co działo się w jego duszy.

,Święcenia kapłańskie

Katedra w Benevento, w której 10 sierpnia 1910 roku Ojciec Pio przyjął święcenia kapłańskie. Pierwszą Mszę św. w Pietrelcinie odprawił 14 sierpnia.

o wielu przeżyciach, które w pewnych momentach stawały się jakby przeszkodą na drodze realizacji najżarliwszego pragnienia Ojca Pio, tzn. pełnej realizacji swego powołania, po przejściu koniecznych etapów do kapłaństwa subdiakonatu i diakonatu, po zdaniu ostatniego egzaminu - 10 sierpnia 1910 roku brat Pio przyjął święcenia kapłańskie.

Uroczystość święceń kapłańskich odbyła się w katedrze w Benevento. Święcenia otrzymał z rąk biskupa Paolo Schinosi. Obecna była matka Giuseppa. Ojciec i brat przebywali w tym czasie w Ameryce.

"Uroczystość św. Wawrzyńca była dniem, w którym moje serce jeszcze bardziej rozpaliło się miłością do Jezusa. Ach, jakże byłem szczęśliwy! Jak bardzo cieszyłem się z tego dnia!" napisał później Ojciec Pio.

14 sierpnia odprawił swoją pierwszą Mszę św. w Pietrelcinie. Okolicznościowe kazanie wygłosił jego przełożony i kierownik duchowy ojciec Agostino, który życzył mu, aby podjął zadanie wielkiego spowiednika.



Stygmaty po raz pierwszy

Po święceniach kapłańskich Ojciec Pio pozostał w Pietrelcinie. I zaledwie po miesiącu przydarzyło się mu coś niezwykłego. Znajdował się na polu, modlił się i medytował w cieniu wiązu. I nagle poczuł silne pieczenie na dłoniach rąk.

Były to pierwsze objawy stygmatów. Dopiero po upływie roku postanowił poinformować o tym swoich przełożonych. Powiedział, że znaki te spowodowały w jego życiu wielkie zamieszanie, tak że prosił Pana Boga w modlitwie, aby one znikły. I tak się stało.

Znaki te pozostały jednak niewidzialne i, od tego czasu, sprawiały mu straszliwe cierpienia, zwłaszcza w piątki i w Wielkim Tygodniu. Stan zdrowia pogarszał się coraz bardziej. Próby życia we wspólnocie tego czy innego klasztoru kończyły się na niczym.

Aby trochę odpocząć i nabrać sił, zmuszony był powracać do Pietrelciny na dłuższe okresy.


Życie w rodzinnym miasteczku

Ojciec Pio osiedlił się na stałe w Pietrelcinie. Dzielił swój czas na pobyt w miasteczku, gdzie mieszkał w domu swego brata Michele, i na pobyt na wsi, gdzie jego przyjaciel i kuzyn Mercurio Scocca - mieszkający po sąsiedzku - dał mu do dyspozycji wygodny pokoik. Ojciec Pio pomagał ks. Salvatore Pannullo w duszpasterstwie parafialnym, w jedynej parafii Pietrelciny, praktycznie zastępując proboszcza.

W tym czasie udzielił wiele chrztów. Dostrzegano jego głęboką pobożność, z jaką wykonywał każde swoje zadanie. Poświęcał wiele czasu na odprawianie Mszy św., i tym więcej, kiedy odprawiał sam. Niekiedy zakrystian, który mu służył, oddalał się, aby załatwić swoje sprawy. Po powrocie często spotykał go jeszcze przy ołtarzu.

Pewnego razu spotkał go leżącego na wznak na ziemi, jakby nieżywego, i natychmiast pobiegł, aby powiadomić o tym proboszcza. Ale proboszcz nie dziwił się temu, znał bowiem dobrze wnętrze Ojca Pio i wiedział, że były to momenty ekstazy.


Sześć lat odizolowania

Przełożeni otaczali go serdeczną troską, pomagali mu w zakończeniu studiów, które go obowiązywały, zabiegali o wszystko, co było mu niezbędnie potrzebne. Uważano, że był chory na gruźlicę. Była to zgodna diagnoza wielu znanych lekarzy.

Wiele razy wzywali go do życia we wspólnocie zakonnej, ale w końcu musieli zrezygnować, gdyż stan jego zdrowia ciągle się pogarszał.

W Venafro, gdzie pozostał przez czterdzieści dni, odżywiał się tylko Eucharystią. Tu właśnie przeżył kilka razy momenty ekstazy, które dokładnie udokumentował ojciec Agostino.

Po święceniach kapłańskich przebywał w Pietrelcinie przez następnych sześć lat, z przerwami na pobyt w Neapolu w koszarach i w szpitalu wojskowym, w którym lekarze wojskowi badali go kilkakrotnie, potwierdzając przy tym diagnozę postawioną przez innych lekarzy. W końcu zwolnili go z obowiązku służby wojskowej.



W Foggii

W końcu, po różnych przeżyciach, latem 1916 roku znalazł się w San Giovanni Rotondo, gdzie natychmiast poczuł się bardzo dobrze i poświęcił się kształtowaniu dusz, prowadząc konferencje duchowe dla wiernych.

okazja ostatecznego powrotu do wspólnoty zakonnej nadarzyła się w marcu 1916 roku. Wtedy bowiem zachorowała bardzo ciężko pewna pani ze szlacheckiego rodu, mieszkająca w Foggii. Ze względu na jej pobożność kapucyni darzyli ją wielkim szacunkiem, a Ojciec Pio utrzymywał z nią kontakty listowne jako kierownik duchowy.

Poinformowany o tym przez przełożonych, Ojciec Pio przybył do Foggii i zamieszkał w klasztorze Sant'Anna, jedynym wówczas klasztorze kapucyńskim na tym terenie. Opiekował się chorą aż do jej śmierci, która nastąpiła w niedługim czasie. Po tym zdarzeniu pozostał w Foggii.

Również w Foggii miały miejsce tajemnicze zdarzenia. Z pokoju Ojca Pio często dochodziły przerażające rumory i huki. Współbracia byli tym przerażeni.

Od tych koszmarów uwolnił go straszny upał, rozpoczynający się z nadejściem lata, szczególnie nieznośny w Foggii, w mieście położonym na nizinie.

Chcąc uchronić Ojca Pio przed skwarem, jego przełożony i współbrat ojciec Paolino pomyślał o tym, aby zawieść go na kilka dni do San Giovanni Rotondo, do miejscowości położonej na wzgórzu Gargano.

Pomysł okazał się rzeczą opatrznościową. W tej położonej na uboczu miejscowości Ojciec Pio poczuł się bardzo dobrze. Powrócił na krótki czas do Foggii, a następnie we wrześniu 1916 roku udał się znowu do San Giovanni Rotondo, tym razem, aby pozostać tu na stałe.

Pomijając kilka niezbędnych wyjazdów, od 1918 roku przebywał w San Giovanni Rotondo do końca swego życia.


Rodzina duchowa

W San Giovanni Rotondo, oprócz klimatu sprzyjającego jego zdrowiu, odnalazł środowisko, które odpowiadało jego wrodzonemu powołaniu, jakim było kierownictwo dusz.

Możliwość realizacji swego powołania miał wszędzie, gdziekolwiek się znajdował.

Często czynił to również przez kontakty listowne z osobami, które polecali mu przełożeni, znający dobrze jego duchowość i doceniający jego zdolność docierania do wnętrza dusz.

Tutaj, w San Giovanni Rotondo, żyjąc w owym czasie w odludnym klasztorze, oddalonym od dwa kilometry od miasteczka, wśród wrzosowisk wypełnionych migdałowcami, które były jedynym drzewem rosnącym na tym jałowym, kamienistym gruncie, rozciągającym się nieprzerwanie na północ, spotkał grupkę kobiet, tercjarek franciszkańskich, które już wcześniej odwiedzały klasztor i które zostały poinformowane przez braci kapucynów o nadzwyczajnej osobowości przybyłego współbrata.

Był on znany w swoim środowisku zakonnym ze względu na swoją formację duchową, jak również z racji przedziwnych zjawisk, które się ukazywały, gdziekolwiek się zjawił.

W pokoiku zakonnym, przeznaczonym dla gości, organizował dla tych kobiet konferencje, ucząc je modlitwy i medytacji.

Jedna z uczestniczek tych spotkań, Lucietta Fiorentino, parę lat wcześniej miała pewnego rodzaju sen czy wizję, w której widziała ona jego przybycie i jego powszechną misję wyrażającą się w obrazie wielkiego drzewa, którego cienie rozpościerały się wszędzie.



Ostateczne naznaczenie stygmatami

Od wiosny 1918 roku Ojciec Pio nigdy nie opuszczał San Giovanni Rotondo.

W miesiącach letnich tego roku Ojciec Pio doświadczał nadzwyczajnych zjawisk, które były jakby kontynuacją wcześniejszych, zwłaszcza ran na dłoniach, które objawiły się przed ośmiu laty, miesiąc po święceniach kapłańskich, i które po gorącej modlitwie do Boga wprawdzie znikł", ale nie przestały sprawiać mu bólu, zwłaszcza w określonych dniach. W pierwszych dniach sierpnia serce Ojca Pio przeszył dosłownie miecz, co określa się jako zjawisko przebicia ("przewiercenia").

W następnym miesiącu, 20 września, kiedy po odprawieniu Mszy św. w samotności modlił się na chórze, ukazała mu się tajemnicza postać i w tym momencie poczuł, że całe jego ciało przeszył straszliwy ból.

Był to moment ostatecznego naznaczenia stygmatami: otrzymał rany na dłoniach, na stopach i w boku, jak u Jezusa Chrystusa.

Był to mistyczny dar, który stał się jakby przypieczętowaniem jego wielkiej duchowości, ale również wielkiego cierpienia, którego powodem była ciągle sącząca się krew, tworząca nie gojące się strupy na zewnętrznej i wewnętrznej stronie dłoni, nad i pod stopami, a w boku widniała cięta poprzeczna rana.



Napływ ludzi i badania lekarskie

To o niezwykłe wydarzenie nie mogło pozostać w ukryciu, choć Ojciec Pio nic o tym nie mówił i znaki na swoich rękach starał się ukrywać w długich rękawach swego habitu. Ale właśnie to dziwne zachowanie się wzbudziło zainteresowanie jego wiernych, najbardziej spostrzegawczych. Domyślali się, co może być sekretem Ojca Pio, a on sam, choć z oporem, musiał ujawnić to, co się zdarzyło. Poza tym, nie mógł dłużej ukrywać tego wydarzenia przed swoimi współbraćmi.

Wiadomość o tym nadzwyczajnym wydarzeniu rozniosła się w błyskawicznie nie tylko w San Giovanni Rotondo, ale także w całym Gargano i poza tym regionem. Tłumy ludzi zaczęły napływać do klasztoru, aby zobaczyć Ojca Pio.

Konieczna była nawet obecność służb publicznych, aby utrzymać porządek wśród tłumów ludzi, które przybywały nie tylko z ciekawości, ale również z nadzieją uzyskania łask od tego człowieka ukrzyżowanego jak Jezus Chrystus. Pojawili się także lekarze, najpierw na prośbę bezpośrednich przełożonych Ojca Pio, a następnie z polecenia Stolicy Apostolskiej, która chciała mieć szczegółowe informacje na temat powstałych ran.

Opinie badających specjalistów nie były zgodne. Dwóch z nich, którzy badali Ojca Pio kilkakrotnie, nie wahali się stwierdzić, że rany te są niewytłumaczalne z punktu widzenia naturalnego. Natomiast inny, sławny lekarz, miał zdanie odmienne i nawet starał się leczyć te rany, stosując różne kuracje, które oczywiście nie przynosiły żadnego skutku.

Rany pozostały niezmienne i ciągle krwawiły.



Restrykcyjne postanowienia Stolicy Apostolskiej

Ojciec Pio znajdował się nie tylko w centrum zamieszania powstałego mimo woli w tłumie ludzi z racji tego cudownego zjawiska, które objawiło się na jego ciele, ale również z powodu ostrych sporów i polemik wokół jego osoby jako zakonnika.

Był on przedmiotem dyskusji, a nawet rzucanych oszczerstw, przede wszystkim przez niektórych duchownych pochodzących z diecezji Manfredonia, w której biskup, nieprzychylnie nastawiony wobec Ojca Pio, przedstawiał go negatywnie w Stolicy Apostolskiej.

Z drugiej jednak strony, zwolennicy Ojca Pio nie używali połowicznych środków, aby go bronić. Odrzucali hańbiące zarzuty poprzez wydawanie krytycznych dossier, adresowanych do jego przeciwników. Powstało również wzburzenie wśród ludzi, kiedy Stolica Apostolska zaczęła wydawać zarządzenia odnośnie do osoby Ojca Pio. Najpierw orzekła tylko, że to, co wydarzyło się w jego życiu, nie należy do natury nadprzyrodzonej. Następnie kilkakrotnie odradzała odwiedzanie go.

W końcu,1931 roku, postanowiła, aby odizolować Ojca Pio od świata, zamykając go w klauzurze klasztoru i zabraniając mu słuchania spowiedzi, publicznego odprawiania Mszy św., utrzymywania kontaktów listownych i w ogóle zwyczajnych kontaktów z wiernymi.

Było to praktycznie uwięzienie. W tym czasie Ojciec Pio odprawiał Mszę św. w małej kapliczce zakonnej, spotykał się tylko ze współbraćmi i niektórymi najbliższymi przyjaciółmi.

Doszło nawet do prawdziwych rozruchów, kiedy rozeszła się wiadomość o przeniesieniu Ojca Pio. Klasztor został zaatakowany przez wiernych, a osoba odpowiedzialna za wykonanie decyzji o przeniesieniu znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie. Nie wiadomo, czy informacja o przeniesieniu Ojca Pio była prawdziwa czy też fałszywa, w każdym razie mieszkańcy San Giovanni Rotondo postanowili czuwać przy klasztorze na zmianę, dzień i noc.


Uwolnienie Ojca Pio

Beznadziejna klauzura trwała około dwóch lat. W końcu, w czerwcu 1933 roku, Ojciec Pio otrzymał pozwolenie na publiczne odprawianie Mszy św. i na słuchanie spowiedzi. I choć nie wszystko zostało wyjaśnione, najważniejszym był jednak fakt, że Święte Oficjum nie miało już wątpliwości odnośnie do Ojca Pio jako zakonnika. Po tych burzliwych wydarzeniach Ojciec Pio nawiązał ponownie publiczne kontakty z wiernymi i mógł z większym spokojem pomagać ludziom poprzez kierownictwo duchowe. Nie mógł jednak podjąć korespondencji prawdziwej, jak to czynił wcześniej, gdyż zakaz dalej obowiązywał.

Tymczasem liczba jego synów i córek duchowych ciągle wzrastała, prawie we wszystkich regionach Włoch. Byli również tacy, który stale go odwiedzali, zatrzymując się na kilka dni, a nawet na cały tydzień, w San Giovanni Rotondo, które w owym czasie było miasteczkiem charakteryzującym się naturalnością i prostotą, nie dotkniętym tzw. postępem. Było to miasteczko, w którym zachowywano dawny styl życia, z jego zwyczajami, tradycjami i cechami charakterystycznymi dla tego regionu. Ludziom odwiedzającym go, ofiarowało gościnność braterską i szczerą. Między klasztorem a miasteczkiem nie było zabudowań, jedynie trudna do przebycia górska ścieżka, którą trzeba było pokonywać pieszo. Można było spotkać na niej tylko wózki, którymi wożono żwir i piasek wydobywany z kamieniołomów znajdujących się za klasztorem. Rzadziej spotykało się wozy konne. Osobliwym i wyjątkowym wydarzeniem były samochody wiozące jakąś wybitną osobistość, z trudem pokonujące wyboistą drogę.


Służba Ojca Pio

Ojciec Pio odprawiał Mszę św. bardzo wcześnie rano, o świcie albo nawet wcześniej. Bardzo często odprawiał przy bocznym ołtarzu Niepokalanego Poczęcia NMP, ale również przy ołtarzu głównym czy też św. Franciszka. Po dziękczynieniu w zakrystii słuchał spowiedzi mężczyzn, a następnie - kobiet w kościółku.

Po zakończeniu spowiedzi, wracał do zakrystii, ubierał się w komżę i stułę i powracał do kościoła, aby udzielić wiernym Komunii św.

Często czynił to do późnych godzin, a ponieważ obowiązywało zachowywanie wstrzemięźliwości od pokarmów i picia od północy, oczekiwanie było dla wiernych niekiedy wielką ofiarą.

Po południu, po krótkim odpoczynku, Ojciec Pio schodził do zakrystii, aby słuchać spowiedzi mężczyzn.

W pewnych okresach lub w pewnych dniach było sporo wiernych do spowiedzi. Niekiedy na spowiedź poświęcał cały dzień.

Spowiedź, różne spotkania i codzienne sprawy - wszystko razem wypełniało przeważnie cały dzień Ojca Pio. Powoli zaczęły się pojawiać w okolicy małe domki, budowane przez ludzi przybywających z różnych stron, którzy zamierzali osiedlić się tu na stałe albo chcieli zapewnić sobie miejsce na czas okresowych wizyt. Domki budowały także rodziny z miasteczka, które chciały być bliżej klasztoru, w którym przebywał Ojciec Pio.

Działo się tak, gdyż Ojciec Pio był jakby w centrum rodziny, która rozrastała się coraz bardziej. Traktowany był jak prawdziwy ojciec, który doradzał nie tylko w dziedzinie duchowej, ale również w codziennym życiu. Odnosiło się to nie tylko do osób, które stale spowiadał i z którymi się spotykał, ale również do wielu innych, przybywających z daleka. Wszyscy darzyli go wielkim szacunkiem. I choć uważali go jakby za członka rodziny, któremu powierza się wszystkie sprawy z zaufaniem, to jednak widzieli w nim pieczęć tego, co jest nadprzyrodzone.

Pewne osoby powierzały mu się całkowicie, in toto, w duchowym naśladowaniu bez zastrzeżeń, przyjmując i rozważając jego wskazania otrzymane w konfesjonale, a także w krótkich przesłaniach na piśmie, które uzupełniały liczne listy bogate w treści duchowe, pisane od czasu, kiedy mógł to czynić.



Dary: zapach

Ale cóż szczególnego posiadał w sobie Ojciec Pio, że wzbudzał tak wielkie zainteresowanie i tak wielki szacunek? Cóż poza ranami na dłoniach jak u Chrystusa Ukrzyżowanego? Dłonie okrywał do połowy brązowymi rękawiczkami, które zdejmował tylko na czas odprawiania Mszy św.

Wystarczyłyby tylko te rany, aby widzieć w nim istotę wyższą, ponieważ te rany czasami wydzielały niepowtarzalny zapach, który był odczuwany przez osoby znajdujące się w pobliżu, a w pewnych okolicznościach także przez osoby w dalekich krajach.

Już ten fakt był rzeczą cudowną.

Wielu zabiegało o to, aby w zakrystii, zaraz po Mszy św., zanim założy sobie rękawiczki, pocałować jego dłonie. Często w miejscu, gdzie się ubierał i rozbierał, szukano strupków, które odpadały mu, kiedy zdejmował lub zakładał rękawiczki.

Przechowywane jak relikwie, te strupki dalej wydzielały charakterystyczny zapach Ojca Pio i były uważane za cudowne.




Dary: introspekcja dusz

Oprócz nadzwyczajnych znaków, które nosił na swoim ciele, Ojciec Pio posiadał zdolność widzenia wnętrza duszy człowieka dzięki natchnieniom Boga. Ta zdolność objawiała się zwykle podczas spowiedzi. Często przypominał penitentom grzechy, których nie wyznali. Jeśli przeoczenie było niezamierzone i chodziło 0 grzechy powszednie, wszystko kończyło się dobrze. Jeśli natomiast ktoś celowo próbował ukryć swoje grzechy i jeśli chodziło o grzechy ciężkie, wówczas upomnienia Ojciec Pio były gwałtowne, czasem przykre i ostre, i niejednokrotnie zdarzało się, że taką osobę z hukiem odsyłał od konfesjonału. "Coram populo" (przed ludem), gdyż Ojciec Pio nie stosował półśrodków. Upokorzenie było wielkie, nie tylko z racji wstydu przed innymi, czekającymi częstokroć w strachu na swoją kolejkę, ale bardzo często z powodu urażonej ambicji.

Jak ten zakonnik śmiał traktować w ten sposób ludzi? Jakie miał do tego prawo? I kto mu udzielił takiej władzy? Byli tacy, którzy odchodzili zagniewani, przyrzekając sobie, że nigdy więcej ich noga nie stanie na tym miejscu. Niektórzy z nich wracali dzięki pomocy jakiegoś samarytanina, który starał się wyjaśnić stan rzeczy i pomóc w odbyciu ponownej spowiedzi u Ojca Pio, a jeśli było to niemożliwe - u innego kapłana. Niekiedy widziano ludzi zanoszących się od płaczu z powodu tak burzliwych spowiedzi. Był to płacz uzdrawiający, gdyż pozwalał dostrzec z całą jasnością złe postępowanie.

Ale również poza spowiedzią Ojciec Pio posiadał zdolność wewnętrznego rozeznania. Zdarzało się, że upominał na głos człowieka z tłumu albo cofał swoją rękę od kogoś, kto chciał ją ucałować, albo też pomijał osobę przy udzielaniu Komunii świętej. Zdarzało się także, że potrafił publicznie źle potraktować jakąś osobę, na oczach innych ludzi osłupiałych ze zdumienia.

Zawsze była tego przyczyna, o czym wiedziała tylko osoba dotknięta.


Dary: bilokacja

Świadectwo o posiadaniu daru bilokacji Ojca Pio pochodzi od niego samego.

Pewnego razu, kiedy przebywał w salce zakonnej wraz ze swoimi pierwszymi córkami duchowymi na jednej z konferencji, w pewnej chwili wydawało się, że był jakby nieobecny.

Trwało to dosyć długo. Był wewnętrznie skupiony. Po pewnym czasie poruszył się i na pytanie, co się z nim stało, odpowiedział z prostotą: Byłem w Ameryce, aby odwiedzić brata Michele.

W zbiorze Listów znajdują się informacje o jego wizycie złożonej chorej córce duchowej w Foggii: nazywała się Giovina i była siostrą Raffaelinny Cerase, z którą Ojciec Pio korespondował jeszcze w Pietrelcinie i z powodu której przyjechał do Foggii, a następnie do San Giovanni Rotondo.

Ograniczamy się do tych dwóch przypadków, pochodzących z relacji samego Ojca Pio. Trzeba jednak dodać, że również zapach był znakiem jego obecności albo przynajmniej wyrazem jego pomocy poprzez modlitwę. Doświadczały tego osoby, które nie miały z nim żadnego kontaktu.

Przeważnie był to przyjemny, silny i niepowtarzalny zapach fiołków. Niekiedy czuło się też zapach tabaki albo kwasu karbolowego.

Kwasu karbolowego używał Ojciec Pio jako środka dezynfekującego przez pewien czas, zaraz po pojawieniu się stygmatów. Jeśli chodzi o tabakę, to Ojciec Pio używał jej do przeczyszczenia wiecznie zakatarzonego nosa.

Ustalano i określano całą gamę różnych innych zapachów przypisywanych Ojcu Pio, ale, szczerze mówiąc, są to tylko przypuszczenia.

Rzeczą pewną jest to, że Ojciec Pio nawet w odległych miejscach zaznaczał swoją obecność lub pomoc. Rzeczą pewną jest również fakt, że jego krew nie miała przykrego odoru, ale przyjemny zapach. Były nim przeniknięte chusteczki i szmatki nakładane na rany. Jeśli komuś udało się zdobyć jedną z nich, najczęściej przy okazji pobytu w jego celi, przechowywał ją z wielkim pietyzmem jako relikwię i w chwilach potrzeby prosił Ojca Pio o pomoc.


Dary: łaski

W każdej chwili dnia i we wszystkich miejscach, gdzie się znajdował, spotykał wiernych oczekujących na niego, aby , zamienić z nim parę słów, wręczyć mu list prosić o modlitwę lub o błogosławieństwo. Przechodził wśród wiernych, jak Jezus wśród tłumów Palestyny.

Wstawiennicza modlitwa Ojca Pio wyjednywała łaski, które nie mogły być przypisane ludzkiej interwencji.

W większości przypadków nie były to cuda w dosłownym znaczeniu.

Dobrodziejstwa, które otrzymywały osoby zwracające się do Ojca Pio o pomoc, są niezliczone, i dzieje się tak do dnia dzisiejszego.

Kiedy proszono go o modlitwę w takiej czy innej intencji, natychmiast się zgadzał i często zachęcał proszącego do modlitwy.

Jego stałą modlitwą, rozpowszechnioną wśród osób z nim związanych, była "Koronka do Serca Jezusowego". Ojciec Pio odmawiał ją codziennie.

Niekiedy silny zapach, który się wyczuwało, był nie tylko znakiem jego obecności, ale również łaski otrzymanej przez jego wstawiennictwo. Zauważało się to natychmiast.

Kiedy ktoś dziękował Ojcu Pio za wyproszone łaski, zwyczajnie odpowiadał: "Nie mnie masz dziękować, lecz Najświętszej Matce".

A jeśli ktoś z wiernych, po przeżyciu jakiegoś nadzwyczajnego wydarzenia, z naleganiem pytał go: "Ojcze, czy to twoje dzieło?" - przeważnie odpowiadał: "A czyje, chciałbyś, żeby było!".

Innym razem, na podstawie szczegółów wypowiadanych na temat jakiejś osoby, których po ludzku biorąc nie mógł znać, można było jasno wywnioskować, że jest to jego działanie.



Nieustanna modlitwa

Nieustanna modlitwa Ojca Pio była sposobem wypraszania u Boga potrzebnych łask. Modlił się ciągle, dzień i noc. Trudno zrozumieć, jak to czynił. Była to z pewnością modlitwa myślna, która przewyższała prosty mechanizm słów.

Jego ręka schowana w kieszeni habitu przesuwała się nieustannie po paciorkach różańca. Odmawianie różańca było jego zasadniczą modlitwą, stanowiącą niejako tło całego jego dnia.

Dziesiątki i dziesiątki całego różańca rozważanego w piętnastu tajemnicach: dziesiątki nie do zliczenia.

Do tego należy dodać modlitwy odmawiane przy okazji sprawowania Mszy św. i innych celebracji liturgicznych, takich jak nawiedzenia Najświętszego Sakramentu, nabożeństwa ku czci Najświętszej Maryi Panny, poprzedzające nabożeństwo z błogosławieństwem eucharystycznym, w którym, jak tylko mógł, uczestniczył każdego wieczoru.


Ulga w cierpieniu

W tym miejscu trzeba powiedzieć o dziele, który z inicjatywy Ojca Pio powstało na tym świecie: niesienie ulgi w cierpieniu. Założenie dzieła pomocy ludziom cierpiącym, to myśl, która nieustannie towarzyszyła mu od chwili jego przybycia do San Giovanni Rotondo. Jego realizację rozpoczął popierając inicjatywy miejscowe i zachęcając do udzielania pomocy finansowej na ten cel.

W roku 1925 pomagał w założeniu miejscowego małego szpitala, który mieścił się w budynkach byłego klasztoru sióstr klarysek. Ten mały szpital nazwano wówczas "Szpitalem św. Franciszka". Posiadał on kilka łóżek i nawet jedną salę operacyjną.

Szpital ten nie istniał jednak zbyt długo ze względu na brak zainteresowania ze strony osób, które były odpowiedzialne za jego funkcjonowanie. Powoli zaczął podupadać, a trzęsienie ziemi w 1938 roku przyczyniło się do całkowitego jego zamknięcia.

W sercu Ojca Pio dojrzewała jednak idea zbudowania czegoś większego i bardziej trwałego. Nosił w sercu tę ideę od początku swej kapłańskiej posługi, a teraz znalazła ona poparcie osób mających do niego całkowite zaufanie. Ojciec Pio także zaufał całkowicie tym osobom, widząc ich bezinteresowność i wierność. Jako duchowi synowie i córki Ojca Pio pragnęły te osoby czynić tylko to, co było jego wielkim życzeniem, nie zważając na swoje osobiste interesy. Znały one odwieczne marzenie, którego zresztą Ojciec Pio nie ukrywał, i w czasie zimowych wieczorów pod koniec 1939 roku, zaczęły rozmawiać z nim o jego realizacji.

Wtedy to zadecydowano o utworzeniu komitetu, który miał rozpocząć realizację idei. Miało to miejsce 9 stycznia 1940 roku w małym domku stojącym przy drodze prowadzącej do klasztoru, zbudowanym przez dwóch najwierniejszych synów Ojca Pio: Guglielmo Sanguinetti, lekarza z Mugello, i Mario Sanvico, przedsiębiorcy z Umbrii. Z nimi był również Carlo Kisvarday z Zara, który właśnie w tym czasie budował dla siebie dom niedaleko od klasztoru.

W początkach uczestniczyli również inni duchowi synowie Ojca Pio, którzy opracowali program działania i podzielili się zadaniami.

Tego wieczoru członkowie komitetu przedstawili Ojcu Pio w jego celi klasztornej to, co zaczęli już robić. Ojciec Pio pobłogosławił im i złożył pierwszą ofiarę: pieniążek, .który otrzymał tego dnia od pewnej osoby.

Na pytanie zadane przez Mario Sanvico, jaką nazwę należałoby nadać temu dziełu, Ojciec Pio odpowiedział, że się nad tym zastanowi. Kilka dni później, 14 stycznia, dał odpowiedź: ulga w cierpieniu.



Praca nad realizacją idei Ojca Pio

I tak zaczęła się wielka "przygoda" Dzieła Ojca Pio. Wiadomości o tym rozeszły się wszędzie w błyskawicznym tempie, przekazywane ustnie i na piśmie.

Carlo Kisvarday, mianowany skarbnikiem, zaczął skrupulatnie zapisywać wszystkie otrzymywane ofiary, nie tylko dary w pieniądzach, ale również w postaci dóbr materialnych.

Jego willa w tym momencie stała się siedzibą zarządu i administracji Dzieła. W latach wojny nie można było zrobić nic więcej, jak tylko zbierać pieniądze. Dopiero po zakończeniu wojny przystąpiono do realizacji Dzieła. Wybrano ostatecznie miejsce pod budowę, wskazane przez Ojca Pio, zdecydowano się na jeden z wielu przedstawionych projektów, wybrano konstruktora w osobie porywczego, ale za to genialnego Angelo Lupi, który był również autorem projektu budowy szpitala.

Przy budowie szpitala najważniejszym wkładem okazała się ogromna suma pieniędzy ofiarowana przez rząd Stanów Zjednoczonych, wyasygnowana z funduszy UNRRA dzięki zabiegom brytyjskiej dziennikarki Barbary Ward z Londynu, która - po spotkaniu się z Ojcem Pio jesienią 1947 roku - całkowicie poparła jego ideę.

Wśród sporów, trudności, a nawet prób bojkotu, budowa prowadzona była aż do chwili inauguracji, która miała miejsce 5 maja 1956 roku, z udziałem kard. Lercaro, przedstawicieli władz państwowych i wybitnych specjalistów medycyny z różnych krajów.

Na uroczystościach inauguracyjnych zabrakło dwóch najbliższych współpracowników Ojca Pio, Guglielmo Sanguinetti i Mario Sanvico, którzy zmarli przedwcześnie - pierwszy w 1954 roku, a drugi w roku następnym.

W przemówieniu wygłoszonym w dniu inauguracji szpitala i w tym rok później, w pierwszą rocznicę, Ojciec Pio przedstawił program rozwoju szpitala, który w ostatnich dziesięcioleciach był ambitnie realizowany przez ludzi odpowiedzialnych za Dzieło i dzięki współpracy tysiąca ofiarodawców z prawie wszystkich krajów świata.

Dzisiaj szpital Ojca Pio jest prawdziwym i we właściwym tego słowa znaczeniu miasteczkiem szpitalnym, wyposażonym w najnowocześniejsze urządzenia medyczne i wspieranym przez inne dzieła pomocy.



Nowe przeżycia: choroba

Odwieczne marzenie Ojca Pio spełniło się. Idea ulgi w cierpieniu zaczęła w końcu przybierać konkretne kształty życiowe.

Szpital był w dobrych rękach. Ordynatorzy poszczególnych oddziałów zostali wybrani przez wybitnych lekarzy, przeważnie byli to ich uczniowie. Również cały personel został odpowiednio dobrany.

W krótkim czasie wszystkie oddziały szpitala zapełnili chorzy. Chętnych było tak wielu, że już po roku zaczęto myśleć o rozbudowie, której plan przedstawił sam Ojciec Pio w swoim przemówieniu na pierwszą rocznicę inauguracji.

Życie w szpitalu i wokół całego Dzieła było bardzo intensywne, a to dzięki znaczącym inicjatywom, które podejmowały osoby prywatne.

Obecność szpitala z całym ruchem, jaki się wytworzył wokół niego, wpłynęła zdecydowanie na przemiany w obrębie całego terenu klasztornego, a także miasteczka, które musiało dostosować się do nowych okoliczności i wymagań.

Wydawało się, że wszystko idzie jak najlepiej. Również sytuacja prawna Dzieła, która od samego początku była przedmiotem niepokoju ze strony odpowiedzialnych za nie, znalazła wyraz w wyjątkowo dobrym rozwiązaniu. Ojciec Pio otrzymał pełną władzę jako właściciel i zarządca. Aby mógł jednak kierować swoim Dziełem jako duchowy syn św. Franciszka, otrzymał dyspensę od ślubów ubóstwa i posłuszeństwa.

Był to przywilej nadzwyczaj wyjątkowy dany przez papieża Piusa XII, który zawsze darzył Ojca Pio wielkim szacunkiem.

Dwa lata później, w 1959 roku, w maju tak bogatym w nowe inicjatywy, Ojciec Pio zachorował. Nie mógł nawet schodzić, aby słuchać spowiedzi i odprawiać Mszę św. Wszyscy byli zaniepokojeni stanem jego zdrowia.

Fakt ten spowodował wielkie przygnębienie

wśród jego synów duchowych, którzy nagle zostali pozbawieni jego obecności i jego kierownictwa.

Ojciec Pio starał się podtrzymać ich na duchu, jak tylko mógł, udzielając im codziennie krótkich wskazań, przemawiając ze swej celi za pomocą mikrofonu, a jego głos słychać było w głośnikach ustawionych w kościele i na frontonie kościoła.

Stan jego zdrowia polepszył się po wizycie Matki Boskiej Fatimskiej w San Giovanni Rotondo, pielgrzymującej w tym czasie po całych Włoszech.

Ojciec Pio przypisał swoje uzdrowienie Matce Bożej z Fatimy i wrócił do odprawiania publicznie Mszy św. i słuchania spowiedzi, czynił to jednak o wiele rzadziej niż wcześniej.



Nowe przykrości: kolejna wizytacja apostolska

Na tym nie skończyło się jednak cierpienie Ojca Pio. Po cierpieniu fizycznym, w kilka miesięcy po jego chorobie, przyszło cierpienie duchowe. Pojawiły się nowe ataki skierowane przeciw Ojcu Pio.

Tym razem w całej sprawie uczestniczyło również wiele osób bardzo bliskich Ojcu Pio, współbracia z Zakonu i osoby z grona jego synów duchowych.

Od wiosny 1960 roku odbyło się wiele wizytacji i kontroli, które zakończyły się oficjalną wizytacją apostolską przeprowadzoną przez wysłannika Stolicy Apostolskiej biskupa Carlo Maccari. Przez prawie dwa miesiące przesłuchał on kolejno wiele osób i przebadał niektóre wydarzenia. Wynikiem wizytacji było sprawozdanie przesłane Stolicy Apostolskiej, ówczesnemu papieżowi Janowi XXIII.

Na skutki przeprowadzonej wizytacji nie trzeba było czekać długo. Zostały wydane bardzo surowe zarządzenia w stosunku do Ojca Pio.

W tych zarządzeniach nie chodziło już o osobę Ojca Pio jako kapłana, ale przede wszystkim o kierownictwo duchowe. Zabroniono mu, krótko mówiąc, kontaktowania się z wiernymi.

Było to bardzo wielkie cierpienie dla Ojca Pio, który czuł się ojcem duchowym tych wszystkich, którzy z zaufaniem zwracali się do niego.

Z pewnością wpłynęło to na pogorszenie się stanu zdrowia i to do tego stopnia, że poruszał się, używając wózka inwalidzkiego, i odprawiał Mszę św. na siedząco. W tym czasie był pod stałą opieką, dzień i noc.

Ulgi nie przyniósł mu także wybór na Następcę św. Piotra Pawła VI, który wyraźnie okazywał mu szacunek.

Wydane zarządzenia, choć znacznie złagodzone, na ile to było możliwe, przez przełożonych i współbraci, którzy go lubili i troszczyli się o niego z miłością, musiały być respektowane.

Tymczasem wszędzie wzrastała liczba osób, które uwielbiały Ojca Pio, i mnożyły się wyrazy okazywanego mu szacunku, także ze strony wielkich osobistości kościelnych.


Smierć

Na wrzesień 1968 roku zostały zapowiedziane wielkie obchody z okazji pięćdziesiątej rocznicy stygmatyzacji Ojca Pio. W San Giovanni Rotondo zorganizowano międzynarodowe spotkanie grup modlitewnych.

Był to wyraz głębokiego zaufania i ogromnego szacunku dla Ojca Pio ze strony wielkiej liczby wiernych przybyłych ze wszystkich stron Włoch i z różnych krajów świata. 20 września 1968 roku, w kościele wypełnionym po brzegi, wszyscy uczestniczyli we Mszy św. odprawionej przez Ojca Pio, a po południu, na dziedzińcu klasztoru, wzięli udział w Drodze Krzyżowej prowadzonej przez grupy modlitewne. Następnego dnia, 21 września, Ojciec Pio nie odprawiał Mszy św.

22 września Ojciec Pio odprawił Mszę św. z wielkim trudem. Siedząc udzielił kilku osobom Komunii św. i wysłuchał kilku spowiedzi.


Po południu, najpierw z tarasu klasztoru, a później z okna swojej celi, udzielił błogosławieństwa wiernym, którzy śpiewali i modlili się na łące poza murem ogrodu klasztornego.

W nocy Ojciec Pio zmarł. I wtedy stało się coś niezwykłego.

Dziesiątki tysięcy ludzi przybyło do San Giovanni Rotondo, aby zobaczyć go po raz ostatni. Dzień i noc, przez trzy dni, w milczeniu przechodzili ludzie wobec jego trumny.

W uroczystości pogrzebowej, 26 września 1968 roku, uczestniczyły setki tysięcy ludzi. Napływ ludzi był tak wielki, że musiano zorganizować przejście konduktu pogrzebowego przez całe miasteczko, aby wszyscy mogli zobaczyć przynajmniej trumnę.

Wieczorem został pochowany w krypcie kościoła, która była przygotowana już od dłuższego czasu. Zaraz po pogrzebie wierni zaczęli licznie odwiedzać jego grób, aby modlić się przy nim i prosić Ojca Pio o łaski.

Kult Ojca Pio powstał spontanicznie wśród ludu i rozszerzał się na wszystkie miejsca klasztoru, w którym żył i pełnił swoje posłannictwo: konfesjonały i cele, jego statuę umieszczono w miejscu, gdzie spotykali się wierni, aby otrzymać jego błogosławieństwo.


Na drodze do beatyfikacji

Przez trzydzieści lat po śmierci Ojca Pio, pielgrzymki do jego grobu stawały się coraz liczniejsze i stwarzały poważne problemy nie tylko dla sanktuarium, w którym spoczywa jego ciało, ale także dla całej okolicy, a szczególnie dla San Giovanni Rotondo.

Dokonała się wielka i może jedyna w swoim rodzaju przemiana całego regionu na południu Włoch, który w niedalekiej przeszłości był całkowicie pomijany i nie miał żadnej nadziei na rozwój. Przemiana ta dokonała się wyłącznie dzięki obecności na tym terenie zakonnika, który od początku swego kapłaństwa uważany był przez lud za świętego.

Dokonało się to wszystko poprzez wielkie dobro duchowe i materialne, okazywane wszystkim, którzy przychodzili do Ojca Pio jako do ojca, brata i przyjaciela. Właśnie to spowodowało, że zaraz po jego śmierci zostały podjęte kroki zmierzające do rozpoczęcia procesu beatyfikacji.

Najpierw zaczęto zbierać niezbędne dokumenty w celu otrzymania zgody na oficjalne otwarcie procesu. Następnie, w roku 1983, rozpoczął się diecezjalny proces kanoniczny, trwający siedem lat, w czasie którego przesłuchano około osiemdziesięciu świadków i przeanalizowano pisma Ojca Pio. Po przesłaniu dokumentów do Stolicy Apostolskiej w 1990 roku i zakończeniu całego procesu na tym etapie, 18 grudnia 1997 roku Ojciec Pio został ogłoszony Czcigodnym.


21 grudnia 1998 roku kardynałowie zebrani na konsystorzu wraz z Ojcem Świętym promulgowali dekret uznający cud dokonany przez wstawiennictwo Ojca Pio, otwierając w ten sposób drogę do jego beatyfikacji, która została ustalona na dzień 2 maja 1999 roku.

W ten sposób spełniło się życzenie papieża Jana Pawła II, wyrażane wielokrotnie, o wyniesieniu Ojca Pio na ołtarze. Papież Jan Paweł II poznał Ojca Pio jako młody kapłan w 1947 roku, a następnie modlił się dwa razy przy jego grobie, jako kardynał w 1974 roku i jako Papież w 1987 roku, z okazji setnej rocznicy urodzin Ojca Pio.


Ojciec Pio Błogosławionym

Po oficjalnym ogłoszeniu daty beatyfikacji Ojca Pio rozpoczęły się wśród wiernych pełne niepokoju starania, aby zapewnić sobie uczestnictwo w uroczystości beatyfikacyjnej, która miała odbyć się w Rzymie, na placu św. Piotra. Dziesiątki tysięcy podań przesłanych z całych Włoch i wielu krajów świata skłoniły władze Watykanu i Urzędu Miejskiego Rzymu do przestudiowania planu przyjęcia uczestników beatyfikacji i zachowania porządku publicznego.

Po wielu przemyśleniach ustalono, że na placu św. Piotra nie pomieści się więcej niż sto pięćdziesiąt tysięcy osób, mających numerowane bilety z przydziałem do różnych sektorów, łącznie z sektorami na początku Via della Conciliazione. Pozostałym stu pięćdziesięciu tysiącom osób postanowiono dać możliwość uczestnictwa w uroczystości na placu San Giovanni in Laterano za pośrednictwem wielkich ekranów. Była to trudna decyzja, gdyż obawiano się, że miasto nie będzie w stanie znieść tak wielkiego napływu ludzi.

Komitet organizacyjny, utworzony w Dziele Ojca Pio, od pierwszych dni stycznia 1999 roku musiał ustanowić nadzwyczajne służby wolontariuszy, aby przyjąć zgłoszenia przesyłane telefonicznie ze wszystkich stron świata. Opracowano też materiał drukowany i foulard do torebki pielgrzyma, przygotowywanej z okazji beatyfikacji. Ośrodek Postulacji Ojca Pio pracował podobnie.

Pomimo apelów ze strony Urzędu Miejskiego Rzymu, aby przybywać do stolicy na beatyfikację tylko z biletami, 2 maja przyjechało tysiące osób, zajmując ulice boczne i wypełniając Via della Conciliazione poza miejscem przewidzianym.

Dziesiątki tysięcy osób przybyło także na plac San Giovanni in Laterano. Natomiast ponad trzydzieści tysięcy osób zgromadziło się w San Giovanni Rotondo, które było połączone za pomocą wielkich ekranów z placem św. Piotra. Były to trzy miejsca, połączone ze sobą w duchowej komunii.

O godz. 9.30, po godzinnym przygotowaniu duchowym, w czasie którego czytano fragmenty tekstów Ojca Pio, śpiewano i modlono się, Ojciec Święty ukazał się na stopniach bazyliki św. Piotra. W procesji liturgicznej uczestniczyło wielu kapłanów, biskupów i kardynałów. Obrzęd beatyfikacji rozpoczął się formalną prośbą o beatyfikację Ojca Pio, którą wypowiedział Arcybiskup Manfredonia-Vieste, diecezji, do której należy San Giovanni Rotondo.

Papież odpowiedział uroczyście słowami proklamacji: "My, przyjmując życzenie Naszego Brata Vincenzo D'Addario, Arcybiskupa Manfredonia-Vieste i wielu innych Braci w Episkopacie oraz wielu wiernych, po otrzymaniu opinii Kongregacji do Spraw Świętych, Naszym Apostolskim Autorytetem pozwalamy, aby Czcigodny Sługa Boży Pio z Pietrelciny od tej chwili na zawsze był nazywany Błogosławionym, i aby można było obchodzić jego święto w miejscach i zgodnie z przepisami ustalonymi przez prawo, każdego roku w dniu jego narodzin dla nieba, dnia 23 września. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego".

Po tym akcie proklamacji, równocześnie na placu św. Piotra, na placu San Giovanni in Laterano i w San Giovanni Rotondo, został odsłonięty obraz Ojca Pio. Arcybiskup Manfredonia-Vieste podziękował Ojcu Świętemu za beatyfikację, a przy ołtarzu ustawiono relikwie nowego Błogosławionego. Następnie Ojciec Święty kontynuował Mszę św., podczas której wygłosił homilię. W uroczystości beatyfikacyjnej uczestniczyło wiele osobistości, a wśród nich prezydent Włoch.

Po zakończeniu ceremonii na placu św. Piotra, Papież udał się helikopterem na plac San Giovanni in Laterano, gdzie przemówił do wiernych, którzy go oczekiwali, i odmówił modlitwę- Regina Coeli. W San Giovanni Rotondo, w kościele klasztornym został wyłożony habit, który Ojciec Pio miał na sobie w chwili otrzymania stygmatów.

Następnego dnia, 3 maja, na placu św. Piotra odbyła się uroczysta Msza św. dziękczynna, której przewodniczył Sekretarz Stanu, kard. Angelo Sodano. Na zakończenie tej Mszy św. przemówił Ojciec Święty, po czym pozdrowili go zakonnicy i świeccy. W swoich przemówieniach Ojciec Święty podkreślił: "Ojciec Pio zostawił dwa dary: Dom Ulgi w Cierpieniu i Grupy Modlitewne".

Z beatyfikacją nie kończy się droga Ojca Pio w Kościele. Prosi się już teraz o jego kanonizację, do której konieczny jest nowy cud.

Tymczasem w San Giovanni Rotondo trwają prace przy budowie nowego kościoła, zaprojektowanego przez Renzo Piano, który będzie mógł pomieścić coraz większą liczbę przybywających pielgrzymów. Będzie on także odpowiednim miejscem szczególnie dla Grup Modlitewnych, które powstały w tym samym czasie, co Dom Ulgi w Cierpieniu, i które zachowują i przekazują nauczanie duchowe Ojca Pio.

źródło;
www.kapucyni.ofm.pl/archiwum/sit-katechez.html
Ostatnio zmieniany: 13 lata, 4 mies. temu przez fratris.
  • Strona:
  • 1
Wygenerowano w 0.98 sekundy